Co to takiego ów punkt Lotto?
Łatwiejszymi słowami to po prostu kolektura Lotto, czyli mały budynek, gdzie każdy
chętny może zakupić los i wytypować kilka cyfr, a następnie… wygrać! Budynki
Lotto kojarzyć nam się powinny z kolorem żółtym lub żółto-niebieskim – tam
spotykamy osoby, dzięki którym możemy zakupić i „puścić” (mówiąc kolokwialnie)
los. Szczerze powiem, że często sam się zastanawiałem nad tym, jak wygląda
praca takiego pana lub pani, którzy pracują w kolekturze. Chodzi mi tutaj o ich
obowiązki od strony bardziej osobistej, bo to, jak postępują z klientami, jest
powszechnie znane: na pewno każdy z nas miał kiedyś okazję odwiedzić punkt
Lotto. Nazwa ich stanowiska pracy to kolektor.
Przyznam, nazwa ciekawa i
fascynująca. Gdybym tego wcześniej nie sprawdził, pewnie sam zadawałabym sobie
pytanie, kto to może być.
Wydawałoby się, że praca takiego
kolektora może być nudna. Ale mnie się wydaje, że nie dla kogoś, kto lubi
spędzać czas z innymi ludźmi, poznawać nowe twarze czy po prostu pogadać z
kimś, kogo nigdy wcześniej nie widział. Tak naprawdę kolektorzy nie mogą
odgonić się (a raczej nawet tego nie próbują) od klientów kolektur, których
pracują. Popularność gier typu Lotto wzrasta proporcjonalnie do czasu ich
istnienia na rynku.
Tłumy w kolekturach spotykane są
zazwyczaj, kiedy trwa kumulacja Lotto. Nic w tym dziwnego. Przecież raz na
jakiś czas każdy z nas pozwala sobie na danie szansy własnemu losowi i
zaryzykowanie kilku złotych po to, by potem, jeżeli szczęście się do niego uśmiechnie,
dołączyć do grona zwycięzców Lotto i cieszyć się mniejszą lub większą wygraną.
Wtedy pracownicy kolektur nie mają wytchnienia. W powszedni dzień natomiast częściej
zdarzają się stali bywalcy (co niekoniecznie musi oznaczać, że jest ich
garstka; popularność tej gry ciągle wzrasta, dlatego stali klienci to również
spora grupa).
Czy kolektorów nie kusi, by
samemu zagrać? To raczej tak jak z tym przysłowiem: „Szewc w podartych butach
chodzi”. Co innego codziennie przed lub po pracy wpadać na chwilę do kolektury
Lotto, by zgodnie z tradycją kupić jeden kupon i… „dać sobie szansę”, a co
innego codziennie obsługiwać innych, by pomóc im w pewnym sensie w, powiedzmy,
poprawieniu humoru zwykłemu zjadaczowi chleba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz